Branża wodociągowo-kanalizacyjna z zapartym tchem czeka na projekt tzw. ustawy zaopatrzeniowej zmieniający sposób zatwierdzania taryf dla zbiorowego zaopatrzenia w wodę i zbiorowego odprowadzania ścieków, który zgodnie z zapowiedziami Ministerstwa Infrastruktury ma się pojawić pod koniec III kwartału 2024 roku. Co jakiś czas pojawiają się w mediach wypowiedzi przedstawicieli ministerstwa odnośnie planowanych szczegółów projektu. Niestety niektóre z nich wydają się wręcz niebezpieczne dla branży. A  odium tego wszystkiego może spaść na Bogu ducha winne przedsiębiorstwa wod-kan.

W chwili oddania artykułu do publikacji minęło zaledwie kilka dni od wypowiedzi wiceministra infrastruktury Przemysława Koperskiego, który przedstawił opinii publicznej informacje, iż planowana jest zmiana przepisów umożliwiająca  sprzedaż pierwszego metra sześciennego wody za symboliczną złotówkę lub za darmo, dwa kolejne w niższej cenie a pozostałe po dużo wyższej cenie. Wypowiedzi te rozgrzały fora internetowe do czerwoności i nie jest to niestety dobra wiadomość dla branży wodociągowo-kanalizacyjnej, która liczyła po prostu na umożliwienie im ustalania taryf za wodę i ścieki na realnych poziomach umożliwiających pokrycie ponoszonych kosztów. Po zapaści inwestycyjnej spowodowanej politycznym blokowaniem podwyżek cen wody i ścieków przez poprzedni rząd  cała branża wod-kan liczyła na odzyskanie oddechu. Zamiast tego szykuje się znaczące utrudnienie funkcjonowania mogące pogłębić kryzys finansowy i wizerunkowy.

Krótkie kalendarium zdarzeń

Zaczęło się, można byłoby stwierdzić, niewinnie, tj. przez umieszczenie w wykazie prac legislacyjnych i programowych Rady Ministrów pod koniec kwietnia 2024 roku założeń do projektu ustawy o zmianie ustawy o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę i zbiorowym odprowadzaniu ścieków oraz ustawy – Prawo wodne. Chodzi oczywiście o powrót kompetencji dotyczących procesu zatwierdzania taryf za wodę i ścieki do gmin. Najbardziej komentowanym pomysłem znajdującym się w tych założeniach był punkt dotyczący uzyskania stanowiska Wód Polskich w przypadku kiedy proponowany wzrost cen i stawek opłat nowej taryfy za wodę i ścieki do wysokości przewyższającej co najmniej o 15% średnią wysokość cen i stawek opłat za wodę i ścieki w danym regionie wodnym. Założenie to jest na chwilę obecną na tyle enigmatyczne i pozbawione szczegółów, że sama jego analiza jest materiałem na osobny, obszerny artykuł. Czy Wody Polskie będą jedynie wydawać opinię czy weryfikować wniosek? Czy opinia ta będzie wiążąca? Czy średnia wysokość cen i stawek opłat w danym regionie wodnym będzie ustalana w ten sam sposób co coroczne informacje dyrektorów Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w sprawie średnich cen dostaw wody  odbioru ścieków dla gospodarstw domowych? To tylko niektóre z pojawiających się pytań.

Kolejnym etapem była wypowiedź ministra infrastruktury Dariusza Klimczaka z końca lipca tego roku, w której podzielił się z opinią publiczną pomysłem ministerstwa na to, aby pierwszy metr sześcienny wody w miesiącu był darmowy, albo za przysłowiową złotówkę. Nieco ponad tydzień później, jak przytoczono na samym początku tego artykułu, z wypowiedzi wiceministra Koperskiego wynikała już bardziej pogłębiona propozycja, odnosząca się do możliwej niższej ceny już dla trzech metrów sześciennych. Być może w chwili kiedy będziecie Państwo czytać ten artykuł kolejne propozycje będą już na tyle „rozbudowane”, że oscylować będzie to przy granicy poważnego kryzysu wizerunkowego przedsiębiorstw wodociągowo-kanalizacyjnych. W dalszej części artykułu będę chciał przedstawić, do czego może to doprowadzić.

Oczywiste konsekwencje

W mojej ocenie realizacja tego pomysłu przyniesie stratę nawet dla samych obłaskawionych pomysłem ministerstwa odbiorców usług. Oczywistym jest, że w procesie konstruowania wniosków taryfowych przedsiębiorstwa wodociągowo-kanalizacyjne ustalając jednostkową cenę za m3 wody najprościej w świecie dzielą zaplanowane koszty przez zaplanowaną ilość dostarczonej wody. Jeżeli pewna pula metrów sześciennych nie wykorzysta pełnej wartości kosztów wynikających z prostego dzielenia łącznej sumy kosztów przez ilość wody, to w konsekwencji pozostałe metry sześcienny będą musiały to zrównoważyć. Innymi słowy, jeżeli pewna pula metrów sześciennych wody będzie obligatoryjnie tańsza, niż wynika to z kosztów jednostkowych to pozostała woda będzie musiała to zrównoważyć i będzie proporcjonalnie droższa. Dla uściślenia droższa, niż ta wynikająca z proponowanych podwyżek.

I tutaj również nie ma co się czarować, że sytuacja od przyszłego roku będzie dużo lepsza, bo podwyżki, o których w ostatnich miesiącach jest głośno nie odpowiadają w każdym przypadku realnym cenom wynikającym z kosztów. Jest dużo lepiej niż w ostatnich latach (zwłaszcza od IV kwartału 2022 roku do IV kwartału 2023 roku), ale zatwierdzane teraz kilkudziesięcioprocentowe podwyżki cen wody i ścieków także są redukowane przez organy regulacyjne. W bardzo wielu przypadkach przedsiębiorstwa wod-kan przy dopiero co zatwierdzonych taryfach nadal będą osiągać straty. A wiem co mówię, bo w ostatnich miesiącach pomagałem złożyć kilkadziesiąt wniosków taryfowych. Tak więc, jeżeli proponowane przepisy wejdą w życie, to może się okazać, że kilkudziesięcioprocentowe podwyżki cen wody nie były tylko jednorazowym incydentem po tzw. urealnieniu cen po zmianie rządu. Oczywiście w odniesieniu do tej puli metrów sześciennych, która nie będzie sztucznie obniżana.

O konsekwencjach w postaci skomplikowania całego procesu konstruowania wniosków taryfowych oraz olbrzymim wzroście ryzyka dla przedsiębiorstw wod-kan nieosiągnięcia założonych przychodów w przyszłości nawet nie wspominam. O wszystkim co związane jest z metodologią, która ma zostać przecież diametralnie zmieniona i o tym w jaki sposób wpłynie to na cenę wody oraz ścieków można stworzyć kolejny obszerny artykuł. Tutaj chciałbym skupić się na tym, że dla olbrzymiej większości przedsiębiorstw wodociągowo-kanalizacyjnych w Polsce, gdzie wśród odbiorców usług nie ma dużego przemysłu, sprzedaż oparta jest właśnie o tzw. gospodarstwa domowe. Zakładam, iż proponowana stawka „rodzinna”, o której mówili przedstawiciele ministerstwa infrastruktury dotyczyć ma rodzin, w tym rodzin wielodzietnych. Te ostatnie będą tak naprawdę najbardziej poszkodowane. Zakładana ilość wody w odniesieniu, do której miałaby obowiązywać obniżona stawka pokrywa się ze średnim zużyciem wody na jednego mieszkańcu, tzn. około 3 m3 miesięcznie. A rodziny wielodzietne z samej definicji mają tych osób więcej. Obniżona cena ma odnosić się jedynie do zapotrzebowania na wodę jednej osoby, a pozostałe rozliczane będą dużo wyższą, korygującą tę przymusową obniżkę pewnej ilości wody, ceną. W odniesieniu do osób samotnych, bądź rodzin „2+1” zostają postawione w dużo gorszej sytuacji. Nie jest to coś, co ociepli wizerunek przedsiębiorstw wod-kan w połączeniu z dużo wyższymi cenami rekompensującymi tak naprawdę pozostałym odbiorcom tańszą wodę pokrywającą większą część ich zapotrzebowania, chyba że …

Tańsza woda dla każdego mieszkańca?

Pomysł, aby tańsze 3 m3 wody dotyczyły każdego mieszkańca wydaje mi się najbardziej niebezpieczny i niestety prawdopodobny biorąc pod uwagę eskalację populizmu przedstawianych propozycji ministerstwa. Być może w momencie, gdy będziecie Państwo czytać ten artykuł taka zapowiedź będzie już krążyła w przestrzeni medialnej, bądź też ukaże się w projekcie zapowiadanym przecież na III kwartał tego roku, który przecież jest już za półmetkiem. Mam nadzieję, że jednak tak nie będzie. Najważniejszą kwestią, o której należy wspomnieć jest to, że przedsiębiorstwa wodociągowo-kanalizacyjne nie mają wiedzy co do tego, ilu mieszkańców pobiera wodę i ilu odprowadza ścieki. Mało tego, zgodnie z prawem nie mają prawa tego wiedzieć i wykorzystywać tych informacji. Ustawa o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę i zbiorowym odprowadzaniu ścieków posługuje się terminem odbiorcy usług odnoszącym się do każdego, kto korzysta z usług wodociągowo-kanalizacyjnych na podstawie pisemnej umowy z przedsiębiorstwem wod-kan. Może być to zarówno jedna osoba korzystająca z lokalu w kamienicy jak i rodzina wielopokoleniowa w budynku jednorodzinnym. Odniesienie tańszej wody w ilości 3 m3 do każdego mieszkańca musiałoby nieść za sobą prawnie uregulowaną możliwość pozyskania i wykorzystania takiej wiedzy przez przedsiębiorstwa wod-kan.

Najprawdopodobniejszym rozwiązaniem wydaje się składanie oświadczeń co do ilości mieszkańców. Oprócz oczywistego przysporzenia przedsiębiorstwom wod-kan dodatkowej pracy z weryfikacją i aktualizacją takich oświadczeń może wiązać się to, w większych przedsiębiorstwach ze zwiększeniem zatrudnienia tylko z tego powodu, co oczywiście wpłynie na wysokość kosztów taryfowych i w efekcie cenę wody i ścieków. Należy sobie zdawać sprawę, że takie oświadczenia mogą być również powodem do narzekań odbiorców usług i wzrostu niezadowolenia z przedsiębiorstw wodociągowo-kanalizacyjnych. Chodzi o fakt, iż oświadczenia te mogłyby zostać wykorzystane przez gminę do nakładania opłat za odbiór i zagospodarowanie odpadów. Gminy mogą wykorzystać jedną z trzech metod do kalkulowania „opłaty śmieciowej”, tzn. deklarowaną liczbę mieszkańców, powierzchnię lokalu oraz zużycie wody. Nie jest tajemnicą, iż coraz częstsze wykorzystywanie przez gminę do tego celu zużycia wody ma na celu właśnie walkę z deklarowaniem przez mieszkańców zaniżonej ich liczby i ponoszeniem przez gminy strat z tego powodu. Metoda oparta na zużyciu wody, mimo swoich wad w najlepszy sposób radzi sobie właśnie z tą nieuczciwą praktyką mieszkańców. Zaryzykuję stwierdzenie, że głośne niezadowolenie z takiego sposobu rozliczeń opłaty śmieciowej wyrażane jest w większości właśnie przez osoby zaniżające liczbę mieszkańców. Według szeroko komentowanych statystyk odsetek takich mieszkańców jest zatrważająco wysoki.

Teraz takie osoby będą musiały przeliczyć sobie, co im się bardziej opłaca. Czy ewentualne zyski z tańszej wody zrekompensują ewentualne straty z wyższej opłaty za odbiór i zagospodarowanie odpadów. Nawet z pobieżnej analizy stawek opłaty śmieciowej wydaje się, że nie będzie to raczej opłacalne. Jeżeli faktycznie takich osób jest tak dużo i poniosą one konsekwencje wyższych opłat za śmieci (czego mogą się nie spodziewać) to całe niezadowolenie spadnie właśnie na przedstawicieli branży wodociągowo-kanalizacyjnej.

Gospodarstwa domowe, czyli kto?

W tym miejscu przechodzimy do największego chyba problemu związanego z ministerialnymi propozycjami obniżonych cen za wodę i ścieki, a mianowicie do tego kogo mają one dotyczyć. Z zapowiedzi wydaje się oczywistym, że ma to dotyczyć tzw. gospodarstw domowych, a więc nie podmiotów prowadzących działalność gospodarczą oraz instytucji użyteczności publicznej. To, z czego być może ministerstwo infrastruktury nie zdaje sobie sprawy, jest olbrzymia uznaniowość, którą stosują przedsiębiorstwa wodociągowe w stosowaniu takiego podziału. Podział taki jest najczęściej stosowany w odniesieniu do zróżnicowania ceny wody ze względu na usługi wodne, czyli tego, czego oczekują organy regulacyjne podczas składania wniosków taryfowych. Od zeszłego roku praktycznie nie są zatwierdzane żadne wnioski taryfowe, które nie różnicują ceny wody ze względu na cel poboru wody. Podczas rozmów z przedstawicielami Wód Polskich, Ci w sposób nieformalny nie ukrywają, że jest to dla nich „decyzja odgórna z Warszawy” i nie mogą zatwierdzić taryf nie spełniających takiego wymogu.

Efektem tego jest ponoszenie straty przez stosowanie niższej ceny dla niektórych odbiorców, co do których nie ma podstaw, aby uznać je za prowadzące działalność gospodarczą. Na szczęście różnice w cenie wynoszą najczęściej około 4-7 groszy na m3 wody, więc nie jest to duża strata, ale w nowej sytuacji może być to już nie do udźwignięcia przez przedsiębiorstwa wod-kan. Przykładowo w gminach turystycznych, gdzie praktycznie 80-90% odbiorców usług wynajmuje kwatery w sezonie turystom, zgłoszenie do przedsiębiorstw wodociągowych poprzez wskazanie w umowie celu korzystania z wody, które jest zgodne z prawdą dotyczy około 10%. Pozostali odbiorcy usług twierdzą nagminnie, że nie zarabiają na tej działalności, a dziesięciokrotny wzrost zużycia wody w sezonie wynika z faktu przyjmowania w gościnę rodziny. Przedsiębiorstwa wod-kan nie mają innej niż poprzez umowę możliwości zweryfikowania tego i mimo stuprocentowej pewności, że są po prostu oszukiwane, nie mogą z tym niczego zrobić. Wystawianie nieuczciwym osobom faktury z ceną wyższą o 5 groszy na metrze sześciennym kończy się najczęściej awanturą, reklamacjami i niepochlebnymi opiniami w internecie. Cóż, jak widać najgłośniej krzyczy ten, kto będąc nieuczciwym traci swoje korzyści wynikające właśnie ze swojego nieuczciwego procederu.

Trudności dotyczące podziału na gospodarstwa domowe i pozostałych odbiorców nie są oczywiście związane jedynie z powyższymi sytuacjami. Jest ogromna luka prawna w tym zakresie i przedsiębiorstwa mają z tym olbrzymie trudności. Przykładowo, nie można uznać za gospodarstwa domowe tych, którzy nie posiadają numer NIP, ponieważ obowiązek posiadania tego numeru przez osoby fizyczne nieprowadzące działalności gospodarczej obowiązywał do końca 2011 roku. W wielu bazach danych przedstawicieli branży wodociągowej te dane nadal widnieją. Są zebrane, przetwarzane i w obawie przed karą finansową za ich usunięcie czy samodzielna zmianę, wiele przedsiębiorstw zachowuje status quo.

Obowiązkowe oświadczenia

Aby dostosować się do nowych rozwiązań niezbędne może okazać się pozyskanie odpowiednich oświadczeń od odbiorców usług umożliwiających precyzyjne określenie czy są one gospodarstwami domowymi i obejmuje ich niższa cena za pierwsze 3 m3 wody miesięcznie, czy też nie. Najlepiej, aby te oświadczenia niosły jakieś negatywne konsekwencje za złożenie ich w sposób niezgodny z prawdą. Całkowicie pomijam fakt, kto to będzie miał te oświadczenia weryfikować, jakimi środkami i kiedy (chociaż na kilka z tych pytań odpowiedź chyba wszyscy znają), ale brak owych konsekwencji za składanie fałszywych oświadczeń spowoduje, iż będzie to martwy przepis. W mojej ocenie oświadczenie powinno dotyczyć tego, czy dana nieruchomość, do której doprowadzone są przyłącza wodociągowe i kanalizacyjne jest wykorzystywana na cele działalności gospodarczej w jakikolwiek sposób. Jeżeli jest, to powinno być to co najmniej osobno opomiarowane bądź doprowadzone powinny być osobne przyłącza.

Oczywistym jest fakt, że samo oświadczenie nic nie da, w przepisach nowelizowanej ustawy powinna się pojawić definicja gospodarstwa domowego, albo innego bytu, który będzie uprawniony do niższych cen wody. Racjonalny prawodawca nie może wprowadzić tak poważnych zmian w funkcjonowaniu przedsiębiorstw wodociągowo-kanalizacyjnych związanych z uzyskaniem środków finansowych na ich funkcjonowanie bez zagwarantowania odpowiednich rozwiązań umożliwiających ich stosowanie. Zgodnie przecież z obowiązującymi przepisami przedsiębiorstwo wod-kan ma obowiązek zapewnić zdolność posiadanych urządzeń wodociągowych i urządzeń kanalizacyjnych do realizacji dostaw wody w wymaganej ilości i pod odpowiednim ciśnieniem oraz dostaw wody i odprowadzania ścieków w sposób ciągły i niezawodny, a także zapewnić należytą jakość dostarczanej wody i odprowadzanych ścieków.

Podsumowując, proponowane przez ministerstwo infrastruktury zmiany w ustawie zaopatrzeniowej mogą przyczynić się do wystąpienia poważnych problemów dla branży wodociągowo-kanalizacyjnej. Mowa nie tylko o tytułowym kryzysie wizerunkowym, bo z tym branża ta musi radzić sobie od kilkudziesięciu lat. Chodzi głównie o olbrzymią niepewność w kalkulowaniu swoich przychodów grożącą tym, że zabraknie środków finansowych na codzienne funkcjonowanie. Tak krytykowane podwyżki cen mogą okazać się niewystarczające, ponieważ to wielkość wolumenu wycenionego według wyższych cen może okazać się po prostu przeszacowana i nie zagwarantuje ona uzyskania realnych przychodów. Kolejne ceny będą przez to jeszcze wyższe, bo trzeba będzie obniżyć planowany wolumen sprzedaży. To czego potrzeba branży po ostatnich niezwykle trudnych dwóch latach, to szeroko rozumiany spokój oparty na stabilnych przepisach, które są jasne do stosowania i egzekwowania. Zbliżająca się nowelizacja ustawy zaopatrzeniowej powinna skupić się na załatwieniu spraw, które do tej pory nie zostały uregulowane bądź poprawieniu tego co nie działa należycie, a nie rewolucjonizowaniu całego sposobu funkcjonowania przedsiębiorstw wod-kan. Spraw jest naprawdę sporo: od uregulowania kwestii wód opadowych i roztopowych (w związku z absurdalnym wyrokiem NSA z dnia 7 kwietnia 2024 roku), po opracowanie przepisów wykonawczych uwzględniających realia 2024 roku. Nowelizacja rozporządzenia taryfowego z 2018 roku umożliwiająca składanie 3-letnich taryf za wodę i ścieki przez wprowadzanie jej w pośpiechu spowodowała ogromne zamieszanie w przepisach. Wiele kwestii, w tym opracowanie nowych tabel kalkulacyjnych powinno być przeprowadzone racjonalnie i merytorycznie. Branża wodociągowo-kanalizacyjna zasługuje na merytoryczne i spójne przepisy prawa regulujące jej działalność.

Artykuł ukazał się pierwotnie w numerze 2/2024 kwartalnika "Kierunek Wod-Kan" . Jest to magazyn będący uznanym źródłem wiedzy dla branży wodociągowo-kanalizacyjnej, w którym znaleźć można między innymi porady prawne, finansowe, wywiady czy felietony. 

Autor: Marcin Błędzki